Uciekanie przed złem

Ostatnio (w lipcu) pisałem o swoim domowym projekcie testów automatycznych, i że będę codziennie pisał min. jeden teścik.

Minęły dwa miesiące, i nie wiem czy chociaż połowę tego czasu spędziłem na pisaniu tych automatów.

A L E

Tym razem nie rzuciłem tego w cholerę i nie opierdalałem się narzekając jaki to jestem beznadziejny. Tym razem robiłem rzeczy.

Odkrywczy nie będę – to, co w pracy daje satysfakcję, po godzinach nie jest najlepszym pomysłem na spędzanie czasu. Ale człowiek musi się (po raz pięćdziesiąty) zderzyć ze ścianą, żeby to zrozumieć. Napisałem trochę tych testów, ale zabrakło mi kreatywności, żeby wymyślać nowe, i umiejętności/zacięcia/chęci, żeby zrobić te, które chciałem zrobić. Bo pl.bab.la ma miejscami dziwną strukturę i dziwne rzeczy się tam dzieją. Albo to ja się po prostu nie znam na stronach internetowych.

W każdym bądź razie bynajmniej (he he), nie chciałem robić tego na siłę i się męczyć, bo znając mnie zniechęciłbym się do selenium na amen, odłożyłem więc projekt na bok, i tymczasem wróciłem do robienia biednych gier. I coś tam zrobiłem.

Coś to dobre słowo, bo gra to na pewno nie jest. Bardziej pasuje tu słowo “prototyp”. Wpadło mi do głowy coś w stylu Dizzy FastFood – kierujemy naszym… ludkiem? Po ograniczonej planszy, zbieramy cosie, i uciekamy przed dziadziolami. W wersji bardzo prostej i nieszczególnie ładnej, ale też nie planowałem robić wydania na Steamie, tylko pobawić się algorytmem A*. Tak, dziadziole (czy w tym wypadku pudełkowe demony) wykorzystują ten algorytm do chodzenia, a nawet gonienia protagonisty będącego kapsułą z nosem dla oznaczenia przodu.

Tutaj można sobie zobaczyć na co straciłem dużo czasu

Działa. Może kiedyś do tego wrócę, ale raczej nie. A tymczasem rzucam monetą. Orzeł – wracam do automatów, reszka – zaczynam planować nową gierkę. Ilość rzutów – do pierwszej reszki.