Trochę się u mnie działo przez ostatni ponad rok.
Zostałem testerem oprogramowania. Potem w moim życiu pojawiło się malutkie bezbronne stworzonko. Nowy członek rodziny. Taki kudłaty. I daliśmy mu na imię Henio.
A potem nie umiałem już znaleźć czasu na nic.
Dwa awanse i okres wzmożonego wzrostu psa potem doszedłem do wniosku, że trzeba wrócić do projektów pozostawionych na wieczne oczekiwanie, i coś z nimi zrobić. I tak na pierwszy ogień poszedł mój SUD, który miałem “wciąż rozwijać”, a który, jak prawie wszystkie swoje rozpoczęte (z blogiem na czele) projekty, zostawiłem. Tym razem zostawiłem go w cholerę, oficjalnie. Nie zostanie dokończony, bo mi się nie chce. I nie mam na niego pomysłu.
Na ogień drugi poszła druga moja stronka, MaretzkyRobiGry. Bo nie robi gier. Rok temu wypuściłem biedną apkę do Play Store’a, chciałem po prostu zobaczyć jak wygląda proces publikacji apllkacji mobilnej. Fajnie, zobaczyłem, do mobilniaków (raczej) nie wrócę – a miałem TAAAAKIE plany wydawnicze. Jak zwykle słomiany zapał. Od tamtego lipca rozpocząłem kilka(naście?) projektów nowych gierek, ale po krótkim czasie pozostawiałem je wszystkie. Stwierdzałem, że a to niefajne, a że w tamto sam nie będę chciał grać. Albo w drugą stronę – gry super, grałbym jak głupi, tylko plan zakładał grę skomplikowaną i czasochłonną w developmencie – a ja potrzebuję efektów na już, żeby poczuć, że coś umiem. Pominąłem zbyt szybko etap gierek małych, nieskomplikowanych i biednych (mimo że pierwotne założenie zakładało robienie takich właśnie), i wynik jest jaki jest: że gier nie robię w ogóle. Więc stronka za chwilę przestanie działać, albowiem płacić za domenę nie zamierzam.
Kolejna rzecz, kolejny projekt, do którego wróciłem, ale który dla odmiany wskrzesiłem, zamiast zdusić – wróciłem do nauki automatyzacji testów. Zabiera mi to wolny czas po pracy, ale chcę przestać zajmować się wszystkim naraz, nie generując efektów w niczym. Uczę się selenium webdrivera, żeby mieć łatwiej w pracy, żeby awansować, albo i mieć lepsze perspektywy zawodowe poza bankiem. To jest moja wiedza, nikt mi jej nie zabierze, efekty przychodzą szybko (napisanie testu, który poklika na stronie i zaświeci na zielono jest stosunkowo szybkie), i są satysfakcjonujące. Jak się naumiem nieco więcej, to nawet jakiś projekt testowy wrzucę na swojego githuba, a co.
Pozostało pytanie – co z blogiem? Zacząłem prowadzić chyba w 2012, przez wordpress.com, potem przeszedłem na własną domenę. Pisałem sporo, potem coraz mniej, przeważały wpisy bezsensowne, wulgarne, o niczym, często niespójne logicznie. Początkowa radość z pisania przerodziła się we frustrację. Popełniłem kilka wpisów, które się udały. Napisałem kilka opowiadań, niektóre nawet wydałem (co jest jednym z większych frajerstw jakie popełniłem w swoim życiu). Ale generalnie ta strona stała się czymś, o czym ciężko mi się nawet myślało.
Przyszedł etap, w którym zastanawiałem się nad zamknięciem tego w cholerę. Co rok płacę za domenę, za hosting, tworzę jeden wpis na kwartał, po kiego mi to? Od zamknięcia odwodził mnie mail w domenie, którego czasami używam, i sentyment. Stare marzenia? Niespełnione nadzieje? Zaprzepaszczone plany? Może. Tak czy inaczej uśpiłem stronkę, aż w końcu wymyśliłem, co zrobię.
Wiem, że w internecie nic nie ginie, ale nie muszę nikomu ułatwiać znajdowania “skarbów”, a już na pewno nie muszę (i nie będę) sam patrzył na swoje stare, jak to się mówi, wysrywy. Blog ma nowy wygląd, możliwe, że nie ostateczny, ale na razie nie znalazłem nic, co by mi się bardziej podobało. Zostawiłem na nim tylko to, co nie wywołuje u mnie cringe’u, lub nie wywołuje go w stopniu nieznośnym. Nie mam planów na wrócenie do regularnego pisania. Gdzieś tam w środku w serduszku chciałbym pisać “rzeczy”, ale brakuje mi czasu (lub dobrego planowania kalendarza). Coś jednak się będzie pojawiać, pojawią się więc zakładki dotyczące “Tfurczości”: opowiadań, rysunków, i przede wszystkim gier i innych projektów programistycznych. Postaram się, choć nie wiem jak wyjdzie, nie “tostować krindżawy”, ale naleciałości mojego dawnego stylu wypowiedzi na pewno będą przebijać w treści bloga.
Zablokowałem też opcję dodawania komentarzy. Po częście dlatego, że z tych niewielu wpisów, które tworzyłem, jeszcze mniej było komentowanych, po części, żeby ukrócić spam, którego i tak było za dużo, trochę też dlatego, żeby nie zastanawiać się, czy zaakceptować komentarz o treści “ale gówno”. No i upraszcza to kwestię RODO.
Komentować można na Facebooku i Twitterze, wystarczy.
Nie proszę, żebyście trzymali kciuki, kimkolwiek jesteście, i o ile jeszcze tu jesteście, ale plan jest taki jak wyżej i postaram się go trzymać.
W końcu niektórzy płaczą, że po trzydziestce to już prosta droga do trumny i nic już w życiu nie czeka poza bólem w krzyżu, jednak… ja jestem pełen nadziei.
I marzeń. Że w końcu zrobię grę, w którą będę chciał grać.
PS. Ostatnio ściągnąłem sobie swoje Tunks Areena. Po przezwyciężeniu dreszczy żenady zagrałem kilkanaście rundek. I w sumie to nie jest tragicznie 😉